Bezdomny

Podczas ostatniego wyjazdu wakacyjnego, miałem bardzo ciekawe doświadczenie. Siedząc w restauracji przepięknego, pięciogwiazdkowego hotelu, położonego wśród wysokich palm nad samym brzegiem pięknej, szerokiej, wypełnionej żółtym piaskiem plaży, zauważyłem człowieka, który totalnie nie pasował do tego rajskiego obrazka. Wyglądał, jakby trafił tutaj zupełnie przez przypadek, przechodząc z punktu skupu złomu, gdzie na codzień zarabia na życie, do swoich slumsów, gdzie spędza noce. Wychudzony, włosy zapuszczone, siwe, długa broda, wąsy pożółkłe, bez górnych jedynek. Mógłby służyć za wzorzec bezdomnego złożony w Sevres pod Paryżem. Po prostu wyglądał jakby tutaj trafił przez niedopatrzenie ochrony.

– Co to za ochrona, co wpuszcza do pięciogwiazdkowego hotelu bezdomnych? – pomyślałem…

– Przecież równie dobrze mogą wpuścić jakiś terrorystów… Pierdolone lenie! Na cholerę im te wszystkie bramki, sramki i inne gajgery, jak oni mają oczy w dupie!

Przyglądając się tak kątem oka bezdomnemu, zauważyłem, że on ma opaskę na nadgarstku. Znaczy, że ma wykupione all inclusive. Albo ją zajebał komuś i teraz korzysta do woli!

– A zresztą, co mnie to obchodzi. Ja swoją mam, niech zje do syta, a potem pewnie i tak go stąd zabiorą.

Z tą myślą spokojnie skończyłem swoje śniadanie i poszedłem korzystać z uroków słońca i nie zawracałem sobie więcej głowy bezdomnym, aż do pewnego momentu…

 

Król życia

Po śniadaniu poszedłem na basen. Nasmarowałem tymi wszystkimi pedalskimi mazidłami i układam się na leżaku, aż tu nagle widzę jak tutaj bezdomny kulejąc zmierza w moim kierunku.

– Kurwa, czego on może chcieć? Czy ja wyglądam jak Caritas Polska? Albo jakaś inna organizacja dobroczynna?

Na szczęście szedł nie do mnie. Bęzzębny położył się obok. Rozłożył cały swój majdan i zaczął smażyć swoje stare kości.

Po jakimś czasie, zwrócił się do mnie z pytaniem czy mam może zapalniczkę. Mimo, że nie palę, miałem. Pożyczyłem mu ją, a on przypalił sobie papierosa i zaciągnął się nim jak kubańskim cygarem.

Gdy tak sobie palił, między wdechami dymu, zaczął mnie zagadywać. Pytał skąd jestem, jak długo planuję tutaj być i takie tam. Można powiedzieć, że zadał standardowy zestaw pytań numer jeden – dokładnie taki sam jak tubylcy zadają gdy chcą wcisnąć podróbkę kokoszanela czy jakiegoś innego wersacza.

Gdy już spalił swój kawałek tytoniu, tym razem ja postanowiłem go pomęczyć tymi samymi pytaniami. O ile spodziewam się, że moje odpowiedzi nie były dla niego zaskoczeniem, o tyle to, co usłyszałem od Bęzzębnego, wprawiło mnie w zdumienie i uruchomiło szereg myśli, które do dzisiaj chodzą mi po głowie.

Okazało się, że Bezzębny jest obywatelem Królestwa Norwegii i faktycznie jest bezdomny. To znaczy bezdomny jest jak jest tam, czyli w Norwegii, ale od dłuższego czasu nie jest bezdomny, bo mieszka w pięciogwiazdkowych hotelach i wygrzewa swoje kości na słońcu.

Jak to możliwe? Wcale nie napadł na bank, ani nie nagrał płyty z Królem Albanii. Po prostu korzysta z dobrodziejstwa geoarbitrażu – mieszka tam gdzie życie jest tańsze, a zarabia (a właściwie odbiera pieniądze z pomocy) tam gdzie płacą więcej – w swoim kraju. A że państwo dobrze dba o swoich obywateli, to taka miesięczna zapomoga wystarcza mu na miesiąc wakacji all inclusive i jeszcze zostaje na papierosy i inne uciechy. I tak już od kilku miesięcy sobie podróżuje po różnych krajach.

Genialnie to sobie wymyślił, prawda?

 

Być rentierem…

Gdy jeszcze pracowałem w korporacji, pytany o plany długoterminowe plany rozwoju zawodowego, zawsze odpowiadałem, że chcę być rentierem. Nikt z tego co pamiętam, to nikt tego nie brał na poważnie. Ale jak się okazuje, można żyć jak rentier, niekoniecznie mając na koncie miliony. 🙂

Uwielbiam przebywać w towarzystwie ludzi kreatywnych, a jak wynikło podczas naszej rozmowy, Lars (bo tak miał na imię Bezzębny), pokazał że mając do wyboru przytułek dla bezdomnych, albo ulicę, wybrał ekskluzywny hotel.

Oczywiście nie byłoby to możliwe bez wsparcia, którego udziela mu jego ojczyzna – Norwegia i jej nadopiekuńczy system socjalny. 

Absolutnie nikogo nie namawiam do życia na koszt państwa (ani Polski, ani żadnego innego w przypadku emigrantów) i wykorzystywania pomocy socjalnej jako sposobu na życie.

To na co zwracam uwagę, to spojrzenie na sytuację w której jesteś z różnych perspektyw. Może się okazać, że kłopoty w które wpadłeś są najlepszym, co mogło Ci się przydarzyć i warto wykorzystać tę jedyną szansę na zmianę czegoś w swoim życiu na lepsze.

 

(Visited 531 time, 1 visit today)